Wyklepywacz monet cz.II

28 wiersz, 6 rozdziału Księgi Jeremiasza, Jakub Wujek przetłumaczył w następujący sposób: „Wszyscy ci książęta, przestępujący, chodzący zdradliwie, miedź i żelazo: wszyscy się popsowali.” Książęta? Książęta kultu? Miedź i żelazo? Co z tego zmieszania wyjdzie? Ktoś grilluje nam już liturgię, by zrobić z niej plastikowe celebracje, jak to zaprezentował monsignor Balda na tarasie widokowym budynku na Watykanie, w czasie kanonizacji Jana Pawła II i Jana XXIII. Ministrantką była Francesca Czuki, z czego ukontentowany był Ernst von Freyberg, zaś po mszy kanonizacyjnej rozpoczęło się eleganckie przyjęcie, jako kontynuacja starożytnych agap, ale brakowało tylko grilla. Grilluje za to Andrea Grillo, po cichu przygotowując barbecue, dla mszy ekumenicznej. Wg abpa Redaelli, Motu proprio Benedykta XVI, dotyczące tradycyjnej liturgii, nie przedstawia żadnej mocy prawnej. Rektor Instytutu Liturgii Duszpasterskiej z Opactwa Benedyktynów w Santa Giustina w Padwie Luigi Girardi i wykładowca z tego instytutu Andrea Grillo, postępowy liturgista domu papieża Franciszka, dążą do tego by wreszcie zniknęła ta enklawa szacownej starej liturgii. Szukają natomiast nowych fiksacji liturgicznych w kierunku ekumenizmu, a nawet zmutowanych tak, by wyznawcy różnych religii mogli się w niej dobrze poczuć. Miedź i żelazo. Symptomy epidemii mamy już w postaci słowa z konsekracji eucharystycznej. Mimo nakazu Benedykta XVI by powrócić do właściwej formuły konsekracji i używać wyrażenia „za wielu wylana”, zamiast przedestylowanej „za wszystkich wylana”. A wcale nie mało biskupów włoskich i niemieckich trwa przekornie przy tej ostatniej. Próba zmiany modlitwy „Ojcze nasz” na razie trafiła w próżnię, ale są plany zmiany całości mszy i myślę, że to się niebawem stanie.. Oczywiście będzie to poprzedzone specjalną propagandą, która zdyskredytuje tradycjonalistów, i udowodni wszystkim, że msza katolicka powinna być, zgodnie z nazwą, powszechna, czyli dla wszystkich, bez względu na wiarę i stan sumienia. Wszyscy powinni się rozpuścić, rozcieńczać, stopić w alembiku alchemii liturgicznej jak jeden metal. Najpierw zapewne argentan, bo idealnie przypomina srebro. Wszak wg niemieckiej narracji spowiedź jest zbędna, bo eucharystia gładzi grzechy. Więc skoro już uporano się z jednym sakramentem, czemu nie z resztą? Czy ktoś oponuje? Czy ktoś zrywa jedność ze świętokradcami? Czy ktoś się od nich oddzielił? Nie.. A skoro nie, to znaczy, że prawie wszyscy się zgadzają z tym co się dzieje w Niemczech. Wszystkich zdemonizowanych ludzi można po tym poznać, po tendencji do mieszania, znoszenia granic, bycia nie sobą, plugawienia tego co święte i ubóstwienia tego co plugawe, do negowania płci i prawdy, do deprawowania najmniejszych i udawania filantropów i humanistów. Przede wszystkim chcą oni skazić Prawdę o Chrystusie i Jego Matce, bo wcielenie jest poniżające dla szatana. Zraniło go. Wcielenie Syna Bożego. I to jest dla niego centralny punkt ataku. Niepokalaną Dziewicę przedstawić światu jako niezrównoważoną emocjonalnie i pożądliwą dziewczynę, a Chrystusa zretuszować do rich snippets, uwydatniając wyselekcjonowane cechy i tuszując inne, tworząc jakiegoś nieforemnego guru, bioenergoterapeutycznego szamana. Uzdrowiciela z prowincji, który nie potrafił siebie obronić i stał się ukrzyżowanym bankrutem. Kojarzy mi się w tym miejscu dawno zapomniana wypowiedź pewnego popularnego kiedyś jeszcze biskupa anglikańskiego z RPA Desmonda Tutu. Mówił on: „To jasne, że Bóg nie jest chrześcijaninem, jego troska obejmuje wszystkie jego dzieci.” Skąd my znamy to przekonanie o tym, że Bóg nie tylko nie jest chrześcijaninem, ale nawet katolikiem i że nie trzeba być chrześcijaninem by być dzieckiem Boga? O bóstwie Jezusa Chrystusa, tenże Tutu dodał: „Niektórzy ludzie sądzili, że było coś dziwnego w narodzinach Jezusa, a może Jezus był synem z nieprawego łoża.” Mówił też, że jeśli Bóg jest homofobiczny to on nie oddawałby Mu uwielbienia. Oto oszczerstwa o Bogu. Coraz częściej będziemy słyszeć to co wyrwało się też biskupowi Porto Manuelowi Linda i czemu wtórował towarzyszący mu w dialogu teolog ksiądz Anselmo Borges: Jezus został poczęty ze związku Maryi z Józefem, jak każdy inny człowiek. Dziewictwo Maryi jest tu ukazane jako metafora, przedstawiająca Jezusa jako wyjątkową osobę. Wskazywał ksiądz Borges. Oczywiście niebawem temu niepoważnie zaprzeczyli, pół żartem przeprosili. Oto jest właśnie sztuczka oszczerstwa. Alchemia słowa. Zamieszać, by nie wiadomo było czy coś się powiedziało, czy nie.. Oszczerstwo tego typu rzucono też na Jana Pawła II. JPII całował ziemię polską, a teraz opowiada ktoś niby dowcip, ale w sumie nieudowodnione pomówienie, o tym, że JPII ukrywał nadużycia seksualne. I kto stanął w obronie JPII w Polsce? Gdzie są ci, co go całowali po rękach, chodzili z oklaskami w orszakach, naśladowali jego sposób przemawiania, budowali mu pomniki, fotografowali się wspólnie? Jakieś nieśmiałe szepty dezaprobaty? Może delikatne pomruki w mediach i na Wawelu.. Może jakiś posłaniec z Watykanu zabronił im wspominać imię JPII na homliach? Gdzie są ci, którzy wydawali albumy i dzieła wybrane, wmurowywali tablice pamiątkowe? Cisza.. Ani mru mru.. A on na kolanach całował polską ziemię.. A teraz tacere super eam. Wdzięczność polska ma granice tam gdzie zaczyna się koniec możliwości kariery.. Z resztą nie każdy kto klęka by całować ma taką motywację jak JPII. W bestiarium mącicieli jest jeszcze jedna księżniczka, siostra Lucia Caram, która twierdzi, bez żadnych dowodów, może na podstawie autopsji, że Maryja i Józef współżyli seksualnie i chwilę potem oczywiście temu zaprzeczyła. Również katalońska benedyktynka Teresa Forcades, aborcjonistka i genderystka również galopuje w swoich oszczerczych bluźnierstwach i promowaniu aborcji oraz antykoncepcji. Ilu jeszcze twórców współczesnej teologii przyzna się do tego, do czego przyznał się eksksiądz, teolog, Gregory Baum, który stworzył pierwszy projekt deklaracji Soboru Watykańskiego II Nostra aetate, czyli deklaracji o stosunku Kościoła do religii niechrześcijańskich? Przyznał on, że od wielu lat był homoseksualistą i chociaż ożenił się, z rozwiedzioną, byłą zakonnicą, utrzymywał jednak stosunki homoseksualne. Żona twierdziła, że jej to nie przeszkadzało, bo była w nim zakochana. On były ksiądz i homoseksualista, ona była zakonnica i rozwódka.. no megatransmutacja, alchemia. Gregory Baum był zagorzałym zwolennikiem łączenia i mieszania marksizmu z teologią katolicką. Fascynat wszystkich możliwych transmutacji. Porzucił kapłaństwo, a w 2017 r. opublikował książkę w której wyznał, że od wielu lat jest aktywnym homoseksualistą. Napisał też, że nigdy wcześniej o tym nie mówił, bo nie chciał stracić autorytetu teologa.. Swego czasu, jeszcze za papieża Benedykta XVI, kardynał McCarrick uznał memorandum Ratzingera dotyczące nieudzielania komunii politykom, którzy promują aborcję za niewarte nawet przeczytania swoim biskupom, więc je zataił przed nimi. Za to po jakimś czasie wyszły na jaw jego tajemnice, o których trudno mówić bez wrażenia, że gdzieś w pobliżu jest kloaka.. Zignorował upomnienie Benedykta XVI, by nie udzielać komunii aborterom, nie zdołał też zauważyć faktu, że od 1973 r. ponad 50-60 mln dzieci zostało w majestacie prawa zamordowanych w samym USA. Podobnie też, nie chcący stracić poparcia mediów, ksiądz Andrew Greeley, który wsławił się erotycznymi powieścio-nudami, kłamał w żywe oczy amerykańskim katolikom, że memorandum Ratzingera pozwala głosować na proaborcyjnych polityków, byleby z innych powodów niż popieranie aborcji. Każdy normalny człowiek uderzyłby się w czoło palcem słysząc takie pokrętne rozstrzygnięcie. Greeley umarł w równie zadziwiający sposób, przytrzasnąwszy sobie płaszcz drzwiami taksówki puknął tak nieszczęśliwie czołem, że już nie wrócił do zdrowia. Może to łagodniejsza śmierć niż martwienie się rakiem prostaty, jak to się stało cierpieniem kardynała Schonborna, który dawał za przykład katolikom wierność homoseksualistów. Większość chrześcijańskich moralistów ogarnęła encefalitis, jakieś zawirusowanie mózgu proporcjonalizmem. Proporcjonalizm zrobił wielką furorę i miał wielki wpływ na wykształcenie teologiczne kaznodziejów, spowiedników, katechetów, liderów wspólnot kościelnych oraz na zwykłą praktykę życia milionów katolików. Został jednak zdecydowanie odrzucony przez papieża JPII w encyklice Veritatis splendor. Dziś już nie można się na nią powoływać.. Generalne założenie proporcjonalizmu to określanie działania ludzkiego jako słuszne, jeśli przynosi jak najwięcej szczęścia, jak największej liczbie osób, z tym że szczęście utożsamia się w tym przypadku z przyjemnością i dobrostanem sytuacyjnym, bez przewidywania konsekwencji. W myśl tej zasady dobre by było wyrzekanie się Chrystusa, byleby tylko nie doznać przykrości męczeństwa. Albo dobre jest pozwalanie na antykoncepcję, bo zrobiłoby się inaczej przykrość większości par współżyjących przed małżeństwem. Oczywiście nie licząc się z tym, że długoletnie unikanie potomstwa prowadzi do przebudowy nastawienia do dziecka i zaczyna się je wtedy postrzegać jako zagrożenie. Wśród propagatorów tej fali moralnego zamieszania był Bernard Hoose, Peter Knauer, Richard McCormick, Bruno Schuller i Franz Bockle. W latach powstawania Veritatis splendor, właśnie ten teolog moralny Franz Bockle, po przejściu na emeryturę, mając na oku możliwe rozstrzynięcia taj encykliki, ogłosił, że jeśli papież opublikuje w niej, że istnieją działania, które zawsze i we wszystkich okolicznościach są klasyfikowane jako złe, to sprzeciwi się on wszystkimi możliwymi środkami temu. Jak pisze Ratzinger, Bóg miłosierny uchronił go przed wprowadzeniem w życie swojej buntowniczej reakcji. Bockle zmarł w 1991 r. na raka. Encyklika została opublikowana 2 lata później, ogłaszając, że istnieją czyny, które w każdej sytuacji są złe. Niestety wśród spowiedników, moralistów, duszpasterzy i hierarchów ciągle się szerzy oszczerstwo popełnione wobec Boga, że może istnieć zło, które tak naprawdę nie jest złem. Może dlatego mogliśmy swego czasu przeczytać w Amoris laetitia: ze względu na uwarunkowania i czynniki łagodzące, możliwe jest, że pośród pewnej obiektywnej sytuacji grzechu, osoba która nie jest subiektywnie winna, albo nie jest w pełni winna, może żyć w łasce Bożej. Może kochać, a także może wzrastać w życiu łaski i miłości otrzymując w tym celu pomoc Kościoła. 305 punkt Amoris laetitia. I oto ciągnie się korowód oszczerców mieszających to co święte z tym co jest ich tajemnicą „od tyłu”, takie oswajanie ludzi z liberalną biernością, byciem obok, podważaniem wszystkiego co dogmatyczne, ale wytresowaniem nas do postawy akceptacji wszystkiego. Może być to więcej niż autodestrukcyjne. Po jakimś czasie nikt już nie będzie reagował na zło, bo nauczy się nawyku kompromitującego towarzyszenia i kompromisowego dialogowania, mając zakodowane w głowie, że od wszystkich można się czegoś jednak nauczyć. Jakby można było od analfabety nauczyć się czytać, albo od nieżyjącego nauczyć się oddychać.. Być może na tej zasadzie Bergoglio uczył się myśleć od żony byłego biskupa Hieronimo Podesty, z którą ten ostatni żyjąc w cudzołóstwie, podobno koncelebrował nawet mszę św. Czy jednak upomniał eksbiskupa Podestę, albo Celię jego „żonę” za zbezczeszczenie małżeństwa, jego kapłaństwa, i jeszcze zbezczeszczenie eucharystii i za świętokradczą komunię świętą? Przecież co tydzień, przez telefon, Bergoglio rozmawiał z Celią, aż do śmierci Podesty, którego na łożu śmierci rozgrzeszył. No oczywiście towarzyszył i dialogował. Co mogą pojąć z tego katolicy? Czego można się nauczyć od rzymskiego biskupa, który nie zachowuje się jak papież. Czy to nie jest mieszanie? Ze zmieszaniem uczuć można było zauważyć jak w czasie pobytu w Nowym Yorku Bergoglio odprawiał mszę we wrześniu 2015 r., na której lektorem był znany homoseksualista, telewizyjna osobistość znana jako Maurice “Mo” Rocca. Ale jakich wyborów można się spodziewać po człowieku, który z autorytetu papieskiego sobie kpi, zakładając czerwony nos klauna? Mąceniem w głowach katolików było także to, co wydarzyło się 10 września 2017 r. kiedy to Jorge Bergoglio pobłogosławił cudzołożne quasimałżeństwo kolumbijskiego prezydenta i jego konkubiny. Jakiż komunikat wysłał w świat katolików przez ten fakt Bergoglio? Błogosławieństwo jest nad cudzołóstwem. No cóż, nie musiał tego mówić. On to pokazał. W mailu dziękczynnym Tutina de Santos, konkubina prezydenta Kolumbii, pisała: „Wasza Świątobliwość, dziękuję za pobłogosławienie naszego małżeństwa”. Cóż powiedzieć, Santos jak i Rodríguez byli w związkach małżeńskich i rozwiedli się, zanim w 1987 r. weszli w związek cywilny. Oto próba uczynienia złota z żelaza i miedzi. Hulaj dusza piekła nie ma. Tak brzmiała zapomniana dziś przestroga. I to właśnie przewidywał Jeremiasz. Spolegliwi kapłani, pochlebiający prorocy, którzy stali się apostatami są dziś w modzie. Im bardziej ktoś zezuje na lewo, tym częściej zasiada przed kamerami. Im dosadniej wyraża swoje poparcie dla zbezczeszczenia, tym szybciej robi karierę. Zarozumiałość nie pozwala im mówić o prawdzie, a wdzięczą się do medialnych ścieków rozprawiając o tym co daje im okazje do pochwalenia się cyniczną elokwencją, może porównywalną z krasomóstwem Evana Baxtera z komedii Bruce Wszechmogący, który bełkotał przed kamerami. Dlaczego odstępca jest krnąbrny? Ponieważ nie jest pewny swojego przekonania i musi je wzmacniać uporem. Największą słabością ze wszystkich jest strach przed okazaniem się zbyt słabym. Powiedział biskup Bossuet. Wielu chrześcijanom wydaje się, że okazują się mocni, pewni, niezłomni, gdy tylko przekroczą granice dotychczas szanowane przez wszystkich. Chcą być prekursorami, progresistami, ludźmi zwiedzającymi zakazane tereny, ale to jest tylko krnąbrność zarozumiałości. Inni są skłonni dusić wszelkie przejawy gorliwości, by spodobać się światu i nie narazić się na atak medialny. Jakiś czas temu w Gdańsku księża z wiernymi spalili książki związane z magią, a jeden z hierarchów oburzył się, a nawet zganił niszczenie okultystycznej literatury. Co by na jego reakcję powiedział św. Paweł, który w Efezie doprowadził do tego, że nawróceni spalili księgi magiczne o wartości 50 tys. denarów w srebrze? Dzieje Apostolskie 19;19. Przyznałby rację tym księżom, czy owemu schlebiającemu światu hierasze? Jeśli ktoś miesza autorytet Ewangelii z sugestiami magii, albo szuka kontaminacji Objawienia z niemoralnym zapsuciem, albo z magicznymi praktykami czy innymi religiami, które posiadając co najwyżej ludzką tęsknotę za Bogiem, a nie testament dający dziedzictwo w Synostwie Bożym, to jego czynności przypominają próbę łączenia gliny z żelazem, albo miedzi z ołowiem, czy z cyną, by wytopić złoto. Stopy metalowe są silne i nie do oddzielenia, jednak powstaje coś zupełnie wynaturzonego, coś hybrydalnego, nigdy złoto. Rewolucyjną zmianą, do której wydaje się podąża Franciszek jak flecista z Hameln, wiodąc za sobą młodzież, jest zrzucenie starych szacownych szat tożsamości katolickiej, ze względu na większą otwartość, bez skrępowania i kompomitująco-kompromisowy dialog, wzajemne ubogacenie wszelkim ekshibicjonizmem. By osiągnąć ten cel, jak na zaczarowanym flecie swej permisywnej ewangelii, Bergoglio czaruje katolickie instytucje edukacyjne, a nawet seminaria, by starały się przyjąć wszystkich młodych ludzi, bez względu na ich wybory religijne, pochodzenie kulturowe, sytuacje osobiste, rodzinne lub społeczne. Inaczej mówiąc, ktoś chce obedrzeć edukację katolicką ze wszystkich szat, by młodzież wyglądała może jak na fotografiach Spencera Tunicka, który z okazji parady gejów i lesbijek w Sydney, zgromadził 5200 Australijczyków, przed słynnym budynkiem opery, aby przez ponad godzinę pozować nago. Oto adekwatna ilustracja otwartości. Totalnego zrezygnowania ze wszystkiego co moralne, wstydliwe, nieśmiałe, czyste, by wszystko wymieszać ofiarując niepohamowaną swobodę, bez żadnego listka figowego. No cóż, wystarczy informacja o tej rzeźni wstydliwości. Lepiej tego nie oglądać bez woreczka na wymioty. Młodym katolikom odradza się studiowanie doktryny katolickiej. 2 tysiące lat idzie na śmietnik. Proponuje się im za to więcej eksperymentowania, mieszając ich z ateistami i innymi religiami. Narzuca się program, w którym szkoły katolickie muszą obejmować ludzi wszelkiego pochodzenia religijnego i pseudorodzinnego i oczywiście katolicka moralność seksualna jest w tej narracji alienująca. Coś na ten temat napisała dziennikarka Maike Hickson. Obraz Matki Jezusa, jaki nam się coraz częściej narzuca jest już tylko karykaturą niespokojnej dziewczyny, która tańczy na panamskiej scenie, a Chrystus już jest zredukowany do poziomu Buddy lub Mahometa, a przecież Ewangelia nazywa Go Jedynym Pierworodnym Synem Ojca, w którym jedynie Ojciec ma upodobanie. Trzeba stwierdzić, że jest to znieważenie Chrystusa. Kiedy się Go porównuje z innymi, “wielkimi” założycielami różnych religii. Napisano w Ewangelii Jana: “Kto nie czci Syna, nie czci Ojca, który Go posłał.” A więc mieszanie, roztapianie.. Jak świetnie to ujął Nicola Bux, słowo liquid, roztapianie jest związane etymologicznie ze słowem liquidation, likwidacja. Pomieszać, żeby zlikwidować tożsamość. Bóg pokazuje Jeremiaszowi obraz narodu, który jest jak miedź i żelazo, czyli metale nieszlachetne. Może kiedyś był ten naród jak srebro i złoto, ale zdewaloryzował się. Podobnie jak polerowane żelazo i miedź, mogą z daleka, dla ignoranta mieć widok złota czy srebra, tak oni tylko z zewnątrz, uniformem, ubraniem, ozdobami przypominają dawną godność, ale wnętrze jest skorumpowane do szpiku kości. Zwodzą wyglądem, tytułami i celebracjami, ale usidlają obyczajami i poglądami. Ukryty miłośnik grzechu, staje się szybko jawnym kusicielem. Na próżno Bóg zastanawiał się jak im zwrócić wartość dusz, wypolerować sumienie, rogrzać do czerwoności serce, roztopić ich w umiłowaniu Jego Słów. Oni pozostali tak bardzo zakłamanymi, że aż uwierzyli w swoje kłamstwa jak w prawdy. Któż dziś pisze takie listy, rozpalające dusze jak złoto w tyglu, jak św. Magdalena de Pazzi do św. Katarzyny del Ricci? “Nie przestawaj zachęcać, i nakłaniać wszystkich twoich pozostałych matek i sióstr, by rozpaliły w sobie nowy ogień miłości do Boga, tak by ich pierś aż parzyła, i żeby tak wielki stał się płomień wychodzący z waszego klasztoru, żeby mogły tym sposobem rozgrzać wiele serc zamrożonych w miłości własnej, we własnej woli, i w pożądaniu rzeczy tej ziemi. Nie zaczynając wymieniać wyszstkich Bożych przymiotów, przejdę do tego jednego, który jest tak przeze mnie pożądany. Mam na myśli to, że jeśli Bóg jest komunikatywny, my również musimy być takimi, w opowiadaniu o światłach, które Bóg nam komunikuje. Szczególnie o tych światłach, które mogą pomóc sprowadzić do Niego na powrót Jego stworzenia.” Tak pisała Magdalena de Pazzi w 1586 roku. Żar duchowy i bycie komunikatywnym. Jak sam Bóg. Bóg objawił Siebie, czyli podzielił się z nami wiedzą o sobie samym. I tak, nawet w konstytucji Dei verbum, ujęło ten fenomen w punkcie 9: “Tradycja święta zatem i Pismo Święte ściśle się ze sobą łączą i komunikują. Obydwoje bowiem wypływając z tego samego źródła Bożego, zrastają się jakoś w jedno i zdążają do tego samego celu. Albowiem Pismo Święte jest mową Bożą, utrwaloną pod natchnieniem Ducha Świętego na piśmie, a święta Tradycja, Słowo Boże przez Chrystusa Pana i Ducha Świętego powierzone Apostołom, przekazuje w całości ich następcom, by oświeceni Duchem Prawdy wiecznie je w swym nauczaniu zachowywali, wyjaśniali i rozpowszechniali. Stąd to Kościół osiąga pewność swoją co do wszystkich spraw objawionych nie przez samo Pismo Święte. Toteż obydwoje należy z równym uczuciem czci i poważania przyjmować i mieć w poszanowaniu.” Tak mówi konstytucja Dei verbum. Bóg jest komunikatywny. Człowiek może zdobyć pewność dzięki Objawieniu i Tradycji. Ale w dokumencie papieskim Gaudete et exsultate, z marca 2018 r. czytamy jednak zgoła coś innego. Oto tekst: “Prawdę, którą otrzymujemy od Pana, możemy pojąć jedynie w sposób bardzo niedoskonały, z jeszcze większą trudnością udaje się nam ją wyrazić, dlatego nie możemy udawać, że nasz sposób zrozumienia upoważnia nas do sprawowania ścisłego nadzoru nad życiem innych.” Inaczej mówiąc, wg tego dokumentu, Objawienie jest niedoskonałe, a my nie mamy zdolności by je adekwatnie nazwać. Bóg z człowiekiem, jak wnioskujemy z tego cytatu, nie mogą się dogadać. Nie ma komunikacji. A z Magdaleną de Pazzi się dogadał.. I z wieloma innymi całkiem udanie.. Nawet z Jeremiaszem prowadził wieloletnie rozmowy, których fragmenty zostały zapisane i do dziś z powodzeniem się nimi posiłkujemy, zdobywając pewność, by zobaczyć trud Wszechmogącego, który męczył się by wbić w głowy ludzi przekonanie o Swojej Miłości. Niczym wyklepywacz monet, który trzyma matrycę w jednej garści i bije w nią młotem trzymanym w drugiej ręce, by awers i rewers monety były czytelne. Niestety, jeśli ktoś ma mózg ulepiony z pierwiastków nie znajdujących swojego miejsca nawet w tablicy Mendelejewa, to i młot nie pomoże. Również wyklepywacz w Watykańskiej mennicy nie będzie już wyklepywał na euro, podobizny Bergoglio, bo jak się dowiedzieliśmy, jest on wrogiem pieniędzy jako rzecznik ubogich.. Chyba od czasów nieudanej elekcji pani Hilary Clinton.. Martin Mosebach twierdzi, że od początku historii tyrani lubili się przedstawiać publicznie jako hojni wobec ubogich, ulubieńcy dzieci i miłosierni wobec niepełnosprawnych, mieszając w sobie obraz miłosierdzia z dyktaturą. by zmylić tłumy..